Starty

Festiwal Biegowy w Krynicy – Życiowa Dziesiątka

Wyjazd do Krynicy planowałem już dwukrotnie w poprzednich latach, jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie żeby tam dojechać. Teraz z kolei kiedy w ogóle nie myślałem żeby się tam wybrać, życie pokazało, że potrafi być przewrotne. Na kilka tygodni przed festiwalem zadzwonił do mnie Benek z propozycją pracy przy FASS Testach (pomiar prędkości na odcinku 10 metrów), które Puma miała zorganizować przy okazji festiwalu. Kilka dni w górach ze znajomymi? Zdecydowanie przemawiała do mnie wizja tak spędzonego weekendu.

Sam festiwal wywołał we mnie bardzo pozytywne emocje, przede wszystkim ze względu na wielkość wydarzenia oraz ilość znajomych, którzy się tam pojawili. Cały czas miałem jednak wrażenie, że czegoś mi tam brakowało aby poczuć atmosferę wielkiego sportowego święta, jakim niewątpliwie ten festiwal jest. Nie potrafię sprecyzować tego odczucia, być może później dotrze do mnie czego w Krynicy mi zabrakło… 🙂

Czytaj dalej…

Chudy Wawrzyniec

Po Rzeźniku obiecywałem sobie, że nigdy więcej nie wystartuje w biegu ultra. Potworne zmęczenie na granicy ludzkiej wytrzymałości, z pewnością nie powoduje, że wstając rano można pomyśleć, że ma się ochotę na udział w czymś takim… Zniechęcenie do dystansu trwało jednak dość krótko, bo już relacjonując wydarzenia z trasy doszedłem do wniosku, że moje cierpienie spowodowane było w znacznej mierze brakiem przygotowania do biegu na tak długim dystansie. Znalazłem wtedy w torbie od laptopa ulotkę „Chudego Wawrzyńca”. Beskid Żywiecki w którym miał odbyć się bieg był jednym z miejsc, które bardzo chciałem zobaczyć, więc nie zastanawiając się długo postanowiłem, że tam wystartuje. Tym razem zamierzałem być jednak znacznie lepiej przygotowany. Biegałem bardzo dużo (poprawiłem miesięczny rekord kilometrażu o kilkadziesiąt kilometrów), dołączyłem do tego rower oraz pływanie – aby zwiększyć czas trwania treningu nie narażając się przy tym zbytnio na kontuzję (przy okazji oswajać się z triathlonem, który prawdopodobnie niedługo stanie się kolejnym podjętym przeze mnie wyzwaniem).

Czytaj dalej…

Bieg Rzeźnika bez tajemnic…

Pominę wszystkie wydarzenia, które miały miejsce zanim stanąłem na starcie biegu Rzeźnika, a raczej stanęliśmy bo to przecież bieg w parach, a Kamil, który był moim partnerem odegra w tej historii znaczącą rolę. Aby zjawić się na starcie o godzinie 03:20, pobudkę mieliśmy zaplanowaną na 01:30. Jak to zwykle bywa w takich okolicznościach, pod wpływem olbrzymich emocji – nie miałem problemów ze wstaniem. Mimo iż o tej godzinie zdecydowanie częściej kładę się spać niż wstaje to od razu czułem się bardzo pobudzony i zmotywowany do działania. Generalnie to już przed zaśnięciem byłem zdania, że wolałbym iść na start niż kłaść się spać… 

Czytaj dalej…

7. Półmaraton Warszawski

Mimo iż wcześniejsze plany startowe na to nie wskazywały – Maniacka Dziesiątka była początkiem 3 tygodniowej serii startów. Nieudany występ na otwarcie sezonu spowodował, że jak najszybciej chciałem się po raz kolejny sprawdzić.

Wybór padł na Półmaraton Warszawski. W poniedziałek opłaciłem wpisowe i od razu rozpocząłem negocjacje z organizatorami w sprawie strefy startowej (zgłaszając się na tydzień przed biegiem teoretycznie nie można było biec z pierwszej strefy). Dzięki przychylności Pani Alicji Tronina sprawa zakończyła się po mojej myśli i mogłem wystartować z odpowiedniej strefy – serdecznie za to dziękuję.

Wyjazd do Warszawy poprzedził VI. bieg III GRAND PRIX Poznania, gdzie dzięki świetnej pogodzie impreza zamieniła się w prawdziwy biegowy piknik (moja relacja z tego wydarzenia dostępna na stronie GP). Więc po podróży do Warszawy i dość ciężkiej nocy (zeszło mi powietrze z materaca i musiałem wcisnąć się na łóżko do Benka i Martyny), stanąłem na starcie 7. Półmaratonu Warszawskiego.

Czytaj dalej…

8. Maniacka Dziesiątka

3 miesiące treningu, prawie 1000 kilometrów i żadnego startu – więc absolutnie nie wiedziałem w jakim miejscu jestem z treningiem. Co prawda zrobiłem kilka szybszych akcentów, ale nawet najlepszego treningu nie da się porównać ze startem.

Dlatego długo nie analizując aktualnych możliwości przystałem na Benka propozycję biegu na 33′ – biorąc pod uwagę prędkości osiągane na treningach, taki wynik wydawał się w zasięgu. Niestety tylko do momentu kiedy termometr nie wskazywał ponad 20*C w cieniu. Jako iż był to mój pierwszy bieg bez zimowych rękawiczek w tym roku – było to istne szaleństwo! Jednak „kto nie ryzykuje ten nie wygrywa”, więc mimo wszystko zaczęliśmy bieg właśnie na 33′.
Już po pierwszych kilkuset metrach wiedziałem, że to nie jest moje optymalne tempo tego dnia i że wytrzymanie tego będzie graniczyło z cudem. A ponieważ biega się przede wszystkim głową… na 3 kilometrze odpuściłem grupę i zacząłem biec swoim tempem (ok. 03:35/kilometr). Mimo iż nadal nie biegło się lekko i czułem że mam serdecznie dosyć, to utrzymywałem stałe tempo – co należy uznać za „malutki” sukces.

Czytaj dalej…

Kategorie