Ułańska fantazja i bieg na 5000 metrów

IMG_3548Chciałbym po wczorajszym starcie napisać trochę już wyświechtane stwierdzenie: „kto nie ryzykuje ten nie pije szampana”, jednak w tej sytuacji to się nie sprawdzi. Ponieważ moja taktyka na ten bieg nie była ryzykiem, a raczej kompletnym brakiem wyobraźni.

Warsaw Track Cup w tym sezonie jest jednym z ważniejszych elementów w moim kalendarzu startów. Po pierwsze dlatego, że biegi są w środku tygodnia – więc nie kolidują z weekendowymi wyjazdami. Po drugie lubię startować na bieżni.

Termin drugiego biegu WTC wypadał dwa i pół tygodnia po Biegu Rzeźnika, czasu na odpoczynek było wystarczająco. Zaplanowałem sobie więc mocny bieg na 5000m (do wyboru było jeszcze 1000 i 15000 metrów). Namówiłem Benka, żeby został moim pacemakerem do 3. kilometra i postanowiłem, że będę próbował rozmienić 16 minut. W sobotę przed Rzeźnikiem biegłem ParkRun w Parku Skaryszewskim i w samotnym biegu na dziurawym asfalcie pobiegłem 16:20, więc wydawało się że postawiony cel będzie realny.

Mój trener widział to jednak trochę inaczej, po Rzeźniku dostałem 3 tygodnie odpoczynku od mocnego treningu, a to mogło utrudnić realizację ambitnego planu. Mimo wszystko dalej trzymałem się założeń…

W poniedziałek w rozmowie z Benkiem dowiedziałem się, że startować będzie także Łukasz Panfil i że biegnie na 00:15:50. Pomyślałem: „ok, 10 sekund dużej różnicy nie robi”. Benek z zadania nie zrezygnował i miał nas prowadzić na taki wynik. Sytuacja trochę skomplikowała się w drodze na zawody. Wyjechaliśmy z Justyną trochę za późno z domu, po drodze utknęliśmy w korku, w związku z czym na rozgrzewkę i przygotowanie się do biegu zostało mi niecałe 20 minut… Za mało, żeby od startu ruszyć w tempie 03:10/km… Justyna zaproponowała, abym pobiegł 1000 metrów zamiast 5000, bo start był ponad godzinę później, ale ja się uparłem. Idealna pogoda, fajna ekipa na starcie (oprócz Łukasza Panfila był jeszcze Robert Celiński z podobnymi planami) – postanowiłem spróbować.

IMG_3559Benek na prowadzeniu po pierwszych 400 metrach.

Start opóźnił się o dwie minuty, dołożyłem więc jeszcze jedną przebieżkę i wydawało mi się, że jestem rozgrzany. Godzina 19:53 i wystrzał startera. Ruszyliśmy. Ja od razu się schowałem i obserwowałem sytuację, moje doświadczenia z bieżni są raczej niewielkie, ale wystarczające żeby wiedzieć, że na łuku nie można się za bardzo wychylać. Z przerażeniem obserwowałem tempo narzucone przez Benka, Roberta Celińskiego i braci Białych z Kraśnika. 200 metrów w ok. 34 sekundy, po 400 już wiedziałem że to będzie ciężki bieg. Pierwszy kilometr 03:06 – za szybko. Po ok. 1500 metrach grupa powoli się rozrywa, bracia Biali uciekają, za nimi Łukasz Panfil i Robert Celiński, ja zostaję jeszcze kawałek z tyłu, a Benek jeszcze za mną i po 4. okrążeniach schodzi (skoro grupa się rozpadła, prowadzenie nie miało większego sensu). Drugi kilometr 03:13 i już wiem, że 16 minut będzie poza zasięgiem.

IMG_3635Po dwóch kilometrach zastanawiałem się czy nie lepiej zejść i wystartować jeszcze raz na innym dystansie…

Od tego czasu tempo mojego biegu z każdą chwilą coraz mocniej spada, kolejne kilometry wychodzą: 03:31, 03:38, 03:37. Więc zdecydowanie wolniej niż moja prędkość startowa w półmaratonie. Czas na mecie: 17:07, a jedyny sukces to ukończenie biegu.

IMG_3669Na mecie nie pozostało mi już nic innego jak się uśmiechać 😉

Analizując teraz na chłodno ten bieg – wiem, że to się nie mogło udać. Po pierwsze przez ostatnie 16 dni nie zrobiłem żadnego poważnego treningu, a bieg w tempie 03:10/km przez 5 kilometrów – to nie zabawa w berka. Po drugie 15 minut rozgrzewki przed takim biegiem to co najmniej o połowę za mało i pisząc teraz ten wpis doskonale o tym wiem. Po trzecie 10 sekund jednak robi różnicę. Biegnąc od początku swoje, pierwszy kilometr pobiegł bym o 6 sekund wolniej, a dzięki temu nie miałbym już na tym etapie tętna na poziomie 204. Po czwarte …Rzeźnik miał prawo trochę mnie zamulić 🙂

tetnoWykres tętna dobitnie pokazuje, że to nie mogło się udać… 🙂

Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Zrobiłem mocny trening, zdobyłem cenne doświadczenie. Na złamanie 16 minut będzie jeszcze czas…

Na pocieszenie, bardzo ładnie pobiegła Justyna – 03:26 to życiówka poprawiona o 17 sekund, więc obroniła nasz honor 😉

Czas wziąć się do treningów, bo już tylko trzy i pół tygodnia zostało do Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich, gdzie dla odmiany pobiegnę 65 kilometrów.

IMG_3683Mimo wszystko Recovery Drink na mecie się należał 😉

Dodaj komentarz

Kategorie