III GP Poznania – bieg 3.

Przerwa od ostatniego wpisu była zdecydowanie dłuższa niż zamierzałem, ale to bynajmniej nie z lenistwa, czy braku tematów na które mógłbym napisać. Wręcz przeciwnie, dzieje się tyle, że po prostu nie miałem na to czasu. Pozytywną stroną jest fakt, że jak już czas się znajdzie to nie będę miał problemu ze znalezieniem pomysłu na wpis.

Najgorsza jest świadomość, że akurat teraz miałem wolne na uczelniach, więc strach pomyśleć co będzie jak oprócz codziennych zajęć – praca, organizacja GP i trening dojdą zajęcia na uczelniach (ostatni rok na AWF – wychowanie fizyczne i pierwszy na UAM – informatyka). Tak, tak dobrze przeczytaliście, napisałem trening. Znaczy to, że w ciągu ostatnich trzech tygodni byłem biegać 15 razy, a taka częstotliwość pozwala mi już nazywać moje bieganie trenowaniem.

W sobotę wystartowałem nawet w GRAND PRIX. Chociaż wiedziałem że się zbłaźnię i pokona mnie wielu zawodników, którym nigdy się to jeszcze nie udało, postanowiłem wystartować. Oprócz braku formy, podczas biegu towarzyszył mi ból brzucha, wynik był więc podwójnie słaby: 18:17. Kolejna próba na lutowej odsłonie GP i wtedy chciałbym pobiec co najmniej o 10 sekund szybciej na każdym kilometrze. Dwa tygodnie to za mało na taki progres, dlatego z rozsądku zrezygnowałem z 4 biegu cyklu – ośmieszyć się dwa razy w ciągu miesiąca to przesada 😉 Swoją drogą jeszcze nigdy nie czułem się dobrze na tej trasie, najlepszy wynik jaki osiągnąłem 16:38 – to tempo wolniejsze niż życiówka na 10 kilometrów. Powody mogą być dwa: albo brak odpowiedniej rozgrzewki, bo zawsze brakuje na to czasu, albo po prostu ta trasa jest trudniejsza niż mogłoby się wydawać…

Za to po biegu za to zostałem morsem! Miesiąc temu w tej roli zadebiutował Dybol, namówił do tego innych, a ja nie mogłem być gorszy 😉 Bardzo mi się spodobało, więc to na pewno nie ostatni raz…

Teraz to na tyle, mam nadzieje że uda mi się napisać coś więcej w ciągu najbliższych dni.

Dodaj komentarz

Kategorie