Biegać!

Ciągle piszę o wszystkim, tylko nie o tym jak i ile trenuje. Czas więc poruszyć ten temat. Dzisiejszy post będzie podsumowaniem moich treningów od listopada do końca lutego.
Tak jak pisałem we wcześniejszych wpisach, strasznie ciężko było mi się zebrać po wiosennym maratonie, dlatego moje trenowanie wyglądało w kratkę, kilka tygodni biegałem sporo, aby później stracić ochotę i robić sobie wolne. Nie miałem też ochoty na żadne starty, więc jedyny cel jaki sobie obrałem to listopadowy półmaraton w Kościanie. I kiedy w końcu przemogłem się, zacząłem regularnie trenować i co najważniejsze czerpać z tego przyjemność, przewróciłem się w lesie, stłukłem kolano i na kilka tygodni musiałem odpuścić… W ten sposób oprócz prowadzenia znajomego w maratonie na 02:35 (12. Poznań Maraton, biegłem do 25 kilometra) nie startowałem na jesieni praktycznie nigdzie (oprócz Biegu Niepodległości na 10km w Luboniu, gdzie udało mi się zająć 5 miejsce z czasem 35:28).

Wykres poniżej przedstawia mój kilometraż tygodniowy od początku listopada do 18 grudnia – kiedy to postanowiłem definitywnie się za siebie wziąć.

Przed świętami Bożego Narodzenia kiedy w końcu miałem więcej czasu na bieganie ustaliłem sobie, że przez najbliższe 3 tygodnie będę biegał średnio 60-70 kilometrów tygodniowo. Tak, aby nauczyć się na nowo regularności i wdrożyć w trening. Jeśli chodzi o szczegóły to były to tylko rozbiegania i przebieżki, na nic innego nie byłem jeszcze gotowy.
Kolejne 3 tygodnie zamierzałem biegać 80-90 kilometrów, ale wkręciłem się w trening na tyle że ambicja często wygrywała z rozsądkiem. Dlatego kilometraż wychodził trochę większy. Podczas tego okresu do tygodniowego rozkładu akcentów dołożyłem: siłę biegową i drugi zakres. Początkowo szybsze treningi biegało mi się bardzo luźno i wychodziły na dość wysokich prędkościach, na szczęście szybko zwiększony kilometraż zabił świeżość, dzięki czemu zacząłem biegać wolniej 😉
Tydzień 30.01 – 05.02 – to celowe zmniejszenie kilometrażu – chwilowe zwycięstwo rozsądku nad ambicją i przygotowanie do zaplanowanego kolejnego ciężkiego mikrocyklu…
Kolejne 3 tygodnie według założeń objętością miały przekraczać 100km. Niestety podczas jednego z treningów w głębokim śniegu przeciążyłem Achillesa i wypadłem z treningu na 3 dni (na szczęście tylko 3 dni!). Ból felernego ścięgna (wcześniej często miałem z nim kłopoty) szybko odpuścił więc wróciłem do ciężkiej pracy. Znowu jednak tylko na tydzień – tym razem dopadło mnie przeziębienie… W związku z czym ostatnie 3 dni lutego znowu miałem wolne.
Ponieważ nie miałem dokładnie sprecyzowanych planów startowych (nadal mam w tej kwestii trochę wątpliwości), biegałem w lutym sporo długich wybiegań. Zrobiłem 4 treningi ok. 30 km, wszystkie biegało mi się bardzo fajnie i prędkości były więcej niż zadowalające. A dzięki temu, że pokusiłem się o bieganie takich treningów nadal nie wykluczam startu w którymś z wiosennych maratonów. Byłem już prawie zdecydowany na Silesie – ze względu na odbywające się tam Akademickie Mistrzostwa Polski, niestety termin pokrywa się z moim wyjazdem na półmaraton w Druskienikach.

Celowo swoją opowieść zakończyłem na lutym, bo teraz postaram się regularnie opisywać swoje treningi w każdym miesiącu.

Miesięczny kilometraż w opisywanym okresie przedstawiał się następująco:
Listopad: 64 km
Grudzień: 154 km
Styczeń: 399 km
Luty: 338 km.

Poniżej zdjęcie, miniaturka ze strony głównej. Przedstawia pomik przyrody: „Aleja Drzew”, który udało mi się znaleźć na jednym z długich wybiegań. Chwile po tym jak je zrobiłem, przebiegło przez tę drogę 8 saren, których niestety nie udało mi się uchwycić… 🙁

Dodaj komentarz

Kategorie